Recenzja Indiana Jones and the Great Circle

Indiana Jones and the Great Circle to jedna z najbardziej oryginalnych gier tego roku, którą Microsoft zupełnie bezmyślnie „wyrzucił na mróz” (gra ukazała się w grudniu) — bez porządnej kampanii marketingowej i w najmniej odpowiednim dla branży gier okresie. A przecież to, swoją drogą, idealny i jak najbardziej właściwy powrót klasycznego „Indiany” od czasów trzeciego filmu: z dopracowanym i szczegółowym otoczeniem, odtworzoną atmosferą filmową, młodym Harrisonem Fordem, charakterystyczną ścieżką dźwiękową, interesującymi zagadkami oraz zwrotną i emocjonującą fabułą.

Pomimo tego, że do biblioteki Xbox dołączyła kolejna wysoko oceniana przez media i doceniona przez fanów gra, szersza publiczność właściwie jej nie zauważyła. Produkcja nie trafiła nawet do tier-listy The Game Awards z powodu późnej daty premiery, choć miała duże szanse na wygraną. W tej recenzji opowiemy, dlaczego warto dać szansę Indiana Jones and the Great Circle — nawet jeśli nigdy nie byłeś fanem uniwersum Indiany Jonesa.

Jak Todd Howard uratował kultową serię

Indiana Jones to najsłynniejszy archeolog na świecie, wymyślony przez George’a Lucasa i zagrany przez Harrisona Forda. To jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci filmowych wszech czasów, której pełne akcji, humoru i historycznych odkryć przygody zachwyciły całe pokolenia widzów na całym świecie. Pomimo wyraźnie nieudanych prób w postaci „Królestwa Kryształowej Czaszki” oraz „Tarczy Przeznaczenia”, charakter postaci pozostał niezmienny: charyzmatyczny, błyskotliwy i uroczy archeolog, gotowy w każdej chwili ruszyć w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu tajemniczego artefaktu zdolnego zniszczyć świat, jeśli trafi w niepowołane ręce.

Oryginalna trylogia w reżyserii Stevena Spielberga szybko zdobyła status kultowej i zainspirowała nie tylko twórców filmowych, ale i twórców gier wideo. W serii Uncharted wiele elementów fabularnych, charakterów postaci i widowiskowych scen zostało wręcz cytowanych dosłownie. Wystarczy przypomnieć sobie pościg za ciężarówkami z czwartej części, który studio Naughty Dog niemal w całości zaczerpnęło z filmu „Poszukiwacze zaginionej arki”.

Nowe ekranizacje, czyli wspomniane „Królestwo Kryształowej Czaszki” i „Tarcza Przeznaczenia”, zostały jednak przyjęte bardzo chłodno. Wszystko przez zmieniające się standardy hollywoodzkiej produkcji. Do scenariuszy wprowadzono wątki o kosmitach, przesadzono z CGI, a dialogi i sceny akcji były sztuczne i nijakie. Seria, która niegdyś opierała się na mitologii prawdziwego świata i dawnych cywilizacjach, zamieniła się w typowy hollywoodzki blockbuster bez grama autentyczności. Indiana Jones przestał być postacią naturalną i autentyczną — w cyfrowej erze nie ma już miejsca na przygody archeologów.

Po finansowej porażce „Tarczy Przeznaczenia” w 2023 roku Disney porzucił plany kontynuacji serii. „Era Indiany Jonesa” mogła zakończyć się naprawdę smutnym akcentem, gdyby nie pojawił się Todd Howard. To właśnie on postanowił przywrócić postać do życia w klasycznej formie. Już w 2009 roku „ojciec” serii The Elder Scrolls i Fallout próbował zdobyć prawa do franczyzy od George’a Lucasa, ale dopiero po 12 latach Lucasfilm Games i Bethesda Softworks doszli do porozumienia. Ponieważ Bethesda była wtedy zajęta Starfieldem, produkcję powierzono szwedzkiemu studiu MachineGames, a Todd został producentem i współautorem fabuły.

MachineGames i nietypowa wizja przygody

MachineGames znane jest przede wszystkim z serii Wolfenstein. Chociaż studio specjalizuje się w strzelankach z perspektywy pierwszej osoby, The Great Circle nie jest kolejną „rzeźnią” z eliminowaniem nazistów. W rzeczywistości większość zespołu składa się z byłych pracowników Starbreeze — odpowiedzialnych za inne znane tytuły, takie jak The Chronicles of Riddick: Escape from Butcher Bay czy The Darkness. To właśnie te produkcje były inspiracją do stworzenia gry z uniwersum Indiany Jonesa.

Twórcy celowo zrezygnowali z typowego podejścia do przygodowego blockbustera w stylu Uncharted i postawili na mechaniki, które naprawdę wyróżniają Indianę wśród innych archeologicznych bohaterów.

W rezultacie powstała gra, której gatunku trudno jednoznacznie określić. Przez większość czasu gracz eksploruje ogromne lokacje, zbiera przedmioty, rozwiązuje zagadki i skrada się w niedostępne dla postronnych miejsca. To dość nietypowy zestaw mechanik jak na grę opartą na serii, która niegdyś inspirowała twórców Tomb Raidera czy Uncharted. Z jednej strony immersive sim osadzony w świecie Indiany Jonesa brzmi świetnie. Z drugiej strony — tego typu gry rzadko przynoszą oczekiwane zyski i są trudne do wypromowania.

Dlaczego nikt nie zauważył The Great Circle?

Aż do dnia premiery wielu graczy zastanawiało się: czym właściwie jest The Great Circle i dlaczego warto czekać? Tymczasem kierownictwo Xbox zamiast wyjaśnić unikalne cechy gry i jej design, całkowicie zignorowało działania PR-owe i nie powiedziało o niej nic aż do premiery. Nic więc dziwnego, że The Great Circle nie zdobyła większej popularności na Steamie i szybko zniknęła z radarów graczy. A szkoda, bo MachineGames stworzyło „prawdziwą” czwartą część serii — taką, której Spielberg i James Mangold nigdy nie zrealizowali.

Najlepszy film o Indianie Jonesie, który nigdy nie trafił na duży ekran

Fabuła The Great Circle rozgrywa się w przedziale czasowym pomiędzy pierwszym a trzecim filmem. Zaczyna się od krótkiego retrospekcji, która pozwala graczowi wziąć udział w kultowej scenie kradzieży artefaktu i ucieczki przed gigantyczną kulą ze Poszukiwaczy zaginionej Arki. Następnie akcja przenosi się do college’u Marshalla, gdzie pod osłoną nocy włamuje się olbrzym o imieniu Locus. Kradnie on figurkę kota, bije Indianę i ucieka przez okno. Po odzyskaniu przytomności rano, Jones postanawia odzyskać skradziony artefakt i wyrusza w podróż.

Klasyczna opowieść z nowym rozmachem

Kluczową cechą wszystkich historii o Indianie Jonesie zawsze był desperacki wyścig po artefakt, który naziści chcą wykorzystać do własnych celów, by zyskać przewagę mogącą pomóc im w podboju świata. The Great Circle nie jest wyjątkiem. W zaginionej figurce znajduje się element powiązany z mitycznym „Wielkim Kręgiem” — serią starożytnych relikwii, które obdarzają niewyobrażalną mocą. Oczywiście naziści są zainteresowani ich odnalezieniem, więc Indy musi powstrzymać złoczyńców przed zrealizowaniem ich złowieszczego planu i zebrać pozostałe elementy „Wielkiego Kręgu” zanim trafią w niepowołane ręce.

Nowi bohaterowie i stara magia

The Great Circle świetnie wpisuje się w chronologię klasycznych filmów, umiejętnie korzystając z chaotycznej mitologii franczyzy. Fani serii będą regularnie napotykać nawiązania i subtelne odniesienia do znanych już postaci. Nowi bohaterowie są równie udani jak ci z filmów Lucasa i Spielberga. Partnerka Gina to charyzmatyczna i sympatyczna dziewczyna, która towarzyszy Indianie przez całą przygodę. W przeciwieństwie do bohaterek współczesnych gier, nie irytuje trudnym charakterem, nie próbuje promować żadnych trendów i rzeczywiście pomaga Indy’emu, nawet w najniebezpieczniejszych sytuacjach.

Nowy czarny charakter — archeolog-okultysta Emmerich Voss — to prawdziwa perełka całego projektu. Jego nieskazitelna charyzma przyćmiła praktycznie wszystkich antagonistów z serii. Jego błyskotliwe sprzeczki z wysoko postawionymi osobistościami i nieudolne próby manipulacji psychologicznej są absolutnie znakomite.

Aktorstwo godne Hollywood

Największym atutem fabuły The Great Circle jest doskonała gra aktorska. Troy Baker tak precyzyjnie odwzorował głos Harrisona Forda, że trudno zauważyć różnicę. David Shaughnessy perfekcyjnie zastąpił zmarłego w 1992 roku Denholma Elliotta, który w oryginalnych filmach wcielał się w rolę opiekuna Indiany i jego wiernego towarzysza, Marcusa Brody’ego. Z kolei Marios Gavrilis tchnął życie w postać złoczyńcy Vossa, czyniąc go wielowymiarowym i autentycznym. Większość dialogów toczy się w długich, dopracowanych przerywnikach filmowych, które nie ustępują produkcjom o znacznie większych budżetach.

Filmowa jakość w grze wideo

Lokalna historia nie odbiega jakością i treścią od klasycznej trylogii. Reżyseria, oświetlenie, a nawet paleta kolorów zostały odtworzone z niesamowitą dokładnością i miłością do oryginału. Wyobraźcie sobie, że oglądacie film, który Spielberg i Lucas nakręcili w latach 80., ale postanowili nie wypuszczać go aż do teraz. Fabuła jest intrygująca, a główny zwrot akcji odkrywający prawdziwe przeznaczenie „Wielkiego Kręgu” zachwyca. Ścieżka dźwiękowa odtwarza klasyczne motywy skomponowane przez Johna Williamsa, lecz nie popada w prostą imitację. MachineGames przeprowadziło ogromną pracę badawczą i stworzyło grę, która przypomina bardziej oryginalną trylogię filmową niż współczesne sequele. The Great Circle daje fanom to, czego nie był w stanie zapewnić Disney ze swoim „Kołem Przeznaczenia” z 2023 roku — powrót legendy bez zbędnego lania wody i przesadzonej fantastyki.

Archeologiczny immersive sim

The Great Circle to „symulator Indiany Jonesa”, w którym eksploracja, zagadki i pokonywanie przeszkód dominują nad akcją i walką. Rdzeniem rozgrywki jest skradanie się, wspinaczka, walka wręcz, korzystanie z bicza oraz dialogi z postaciami. Strzelaniny pojawiają się rzadko i zazwyczaj są ryzykowne.

Gra łączy liniowe misje fabularne z otwartymi lokacjami w stylu Deus Ex, a perspektywa FPP zwiększa imersję. Lokacje — jak Giza, Watykan czy Sukhothai — robią wrażenie skalą i detalami. Niektóre sceny, jak misja na pancerniku w Himalajach czy ucieczka z Szanghaju, są wyjątkowo widowiskowe.

Zagadki są różnorodne i wymagające, czasem nawet trzeba coś obliczyć na kartce. Manipulowanie przedmiotami przypomina klasyczne przygodówki, a poziom trudności łamigłówek można obniżyć. Zadania poboczne są dopracowane i powiązane z fabułą, choć mniej istotne aktywności bywają nużące.

Eksploracja jest czasochłonna — wiele lokacji trzeba przeszukiwać, by zdobyć umiejętności. W dużych mapach znajdziemy kilka dróg do celu, zależnie od kreatywności gracza. Indy może przemykać, przebrać się, używać hałasu lub wejść z impetem. Walka wręcz opiera się na rytmie, parowaniu i używaniu bicza, ale ogranicza ją pasek wytrzymałości.

Sekcje platformowe są efektowne, lecz niezgrabne — Indiana porusza się ciężko, a kamera w trzeciej osobie czasem utrudnia skoki. Mimo to gra zachowuje tempo: spokojna eksploracja przeplata się z akcją, strzelaninami i akrobacjami. Mechaniki płynnie się zmieniają, dając graczowi wybór stylu.

W odróżnieniu od Uncharted czy Tomb Raider, The Great Circle stawia na wolność, eksplorację i rozwiązywanie zagadek, a nie na kinowe tempo. To gra dla tych, którzy chcą poczuć się jak prawdziwy archeolog-odkrywca, a nie hollywoodzki bohater.

Realizacja techniczna

Gra Indiana Jones and the Great Circle powstała na silniku Motor, autorskiej wersji id Tech 7. Momentami wygląda imponująco — zwłaszcza krajobrazy Gizy i Szanghaju oraz klimatyczne oświetlenie rodem z kina lat 80. Jednak całościowo to nie pełnoprawna nowa generacja. W niektórych lokacjach, jak Watykan, uproszczona geometria i niski poziom detali psują immersję.

Modele postaci stoją na bardzo wysokim poziomie. Indiana przypomina niemal idealną wersję Harrisona Forda, odwzorowaną na podstawie materiałów z Lucasfilmu. Scenki przerywnikowe mają świetne animacje, ale w samej grze przeciwnicy wyglądają sztucznie, a postacie tła są statyczne. Na szczęście interakcje z otoczeniem wykonano solidnie.

Sterowanie bywa nieco opóźnione, lecz ogólna optymalizacja — dobra. Na PC i Xboxie gra działa płynnie. W trakcie testów trafił się tylko jeden bug, choć inni gracze zgłaszają błędy, zwłaszcza pod koniec kampanii.

Indiana Jones and the Great Circle to hołd dla klasyki. Świetna fabuła, różnorodna rozgrywka i wyrazisty klimat przygody czynią z niej coś więcej niż typową grę akcji. To raczej „Deus Ex z biczem i kapeluszem” — powolna eksploracja i skradanie dają więcej frajdy niż strzelaniny. Podejdź z właściwym nastawieniem, a gra zafascynuje cię na długo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *